W tym roku wakacje odbyły się w ratach. Po raz pierwszy od lat wakacje spędzone w Polsce - na dwóch krańcach - tuż pod granicą słowacką i tuż pod granicą litewską. Długo by snuć opowieści jak tam pięknie. Zobaczcie sami :-)
"Wy
warszawiacy macie działki na Mazurach, my ze Śląska mamy domy w górach"
- powiedziała Paulina i zaprosiła do domu wakacyjnego swoich rodziców w
Lalikach. Było zielono i cudownie, pogoda dopisała. (w tym miejscu zapowiadam post Kolonie dla dorosłych - wkrótce!)
Wyprawa była szczególna, bo Lusia pierwszy raz w życiu podróżowała pociągiem i była bardzo dzielna!
Na przystanku kolejowym w Lalikach czekały na nas Paulina i Tola
Metka by Traczka nie wierzyła, jak Paulina zapraszając, powiedziała, że w Lalikach jest wszędzie pod górę. Miała rację! :-)
Panie wybrały się na wycieczkę do Koniakowa, które okazało się lekkim rozczarowaniem. Już mówię, dlaczego. Bo spodziewałam się bardziej przyjaznego podejścia do klienta w branży koronczarskiej. Specjalnie przecież się tam wybrałam! W sklepikach, najczęściej przydomowych, gdzie można kupić lub obejrzeć słynne koronki, na samym wejściu jak wół wielki znak :
Okazuje się, że panie, które heklują* zawodowo z wielkim zaangażowaniem strzegą swoich wzorów. Metka by Traczka jest bardzo porządna, więc nie starała się na dziko robić zdjęć. Na pamiątkę zaopatrzyła się w motylki i aniołki. Słynne koniakowskie stringi nie zachwyciły. Generalnie wzory bielizny i ubrań nie powaliły na kolana. A przecież z takim warsztatem, to można naprawdę zrobić cuda!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz